Polacy chcą czegoś innego, niż wydaje się politykom. Na pierwszym miejscu stawiają sprawy fundamentalne: opiekę zdrowotną, reformę emerytalną, walkę z biedą. Równość praw mężczyzn i kobiet czy polityka zagraniczna to sprawy marginalne – wynika z sondażu PBS
Prof. Andrzej Rychard, dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk / Media

W rocznicę wyborów 4 czerwca 1989 r. za pośrednictwem firmy badawczej PBS zadaliśmy pytania, jakie problemy społeczne powinny zostać rozwiązane w ciągu kolejnych 25 lat. Uzyskane odpowiedzi jasno wskazują, że Polacy są realistami twardo stąpającymi po ziemi.

Nie pociągają nas ani odległe wizje, ani prestiż, bo takie wyzwania jak zwiększenie międzynarodowego znaczenia Polski są ważne jedynie dla co 10. z rodaków. Kluczowe jest za to uporanie się z palącymi problemami dnia codziennego, które pozostają nierozwiązane od ćwierćwiecza.

Niemal 44 proc. pytanych jako największy problem do rozwiązania wskazało służbę zdrowia, 41 proc. przeciwdziałanie biedzie i ubóstwu, a 30 proc. reformę systemu emerytalnego.

– Polityka społeczna nam nie wyszła, Polacy to widzą – wskazuje prof. Elżbieta Mączyńska, przewodnicząca Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.

Trudno się dziwić opiniom badanych, ponieważ wielokrotnie bywało, że koniunkturalne reformy służby zdrowia i systemu emerytalnego niewiele dały.

– W zasadzie szpitale nadal funkcjonują tak jak przed rokiem 1989 – podkreśla prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC.

Na służbę zdrowia w relacji do PKB przeznaczamy niemal najmniej w regionie – poniżej 5 proc. PKB. Czesi wydają prawie 8 proc., a średnia unijna wynosi ponad 7 proc.

Problemem jest także brak politycznych recept na wprowadzenie efektywnych zmian lub to, że często są one wzajemnie sprzeczne.

Rząd jest przeciwny podnoszeniu składki zdrowotnej, bo uważa, że sprawę załatwi wzrost efektywności systemu. Z kolei opozycja zaczyna wracać do pomysłu budżetowego finansowania służby zdrowia. Pat trwa.

25 lat po odzyskaniu wolności kluczowe są dla nas sprawy dość prozaiczne

Nie bez przyczyny na konieczność poprawy sytuacji w służbie zdrowia najczęściej wskazywały osoby powyżej 59. roku życia (51,7 proc. wskazań), a tylko 33 proc. młodych osób w wieku 15–24 lata. To starsi chorują najczęściej i to im zależy na efektywnej służbie zdrowa, która dzisiaj w Polsce z efektywnością ma niewiele wspólnego. Podobną tendencję widać w odniesieniu do reformy systemu emerytalnego. Z kolei jeśli chodzi o postulat napędzania wzrostu gospodarczego, co wiąże się z perspektywą wyższych zarobków, jest to kwestia ważniejsza dla ludzi młodych. Podobnie jak zmniejszenie skali emigracji zarobkowej. Młodzi zamiast być zmuszanymi do emigracji, woleliby zarabiać na życie w kraju.

Po pierwsze zdrowie

Wyniki sondażu wskazują, że Polacy, zmęczeni kryzysem, w kolejnych latach oczekują zwiększania opiekuńczej roli państwa. Dlatego sprawy dotyczące sektora zdrowotnego czy zabezpieczenia na starość zdominowały odpowiedzi ankietowanych. Polskie społeczeństwo się starzeje, dlatego kwestie służby zdrowia czy systemu emerytalnego będą coraz bardziej istotne. Według prof. Piotra Sałustowicza, socjologa ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, gdyby rząd dał więcej pieniędzy na politykę społeczną, odczucia ludzi mogłyby się zmienić. – W innym wypadku będzie o takie zmiany trudno – tłumaczy.
Jednak zdaniem Ireneusza Jabłońskiego z Centrum im. Adama Smitha wyzwania najczęściej wskazywane przez Polaków to próba leczenia objawów, a nie przyczyn naszych problemów.
– Pytanie jest raczej, jak przywrócić efektywność gospodarki, by była możliwość finansowania tych oczekiwań, a także jak zmienić sposób zarządzania państwem i instytucjami, by wzrosła efektywność tych świadczeń. Jeśli sprostamy tym wyzwaniom, jakość usług powinna być dużo lepsza – uważa ekspert.
Na podobne sprawy zwraca uwagę Jakub Borowski z Credit Agricole. – Kwestie takie, jak poprawa szkolnictwa, zmniejszenie zadłużenia czy zwiększenie dzietności, są wskazywane znacznie rzadziej niż służba zdrowia, a to zagadnienia kluczowe, by znalazły się pieniądze właśnie na służbę zdrowia – mówi dr Jakub Borowski.

Rodzina nieważna?

Typowym przykładem tego zjawiska jest polityka prorodzinna i zwiększająca dzietność, co ma zapobiec demograficznej zapaści. Znalazła się dopiero na szóstym miejscu. – Przeciętni ludzie nie odczuwają jeszcze tego problemu. To dla nich na ogół abstrakcyjna kwestia, nie zdają sobie sprawy z konsekwencji – uważa prof. Marek Okólski, demograf z Uniwersytetu Warszawskiego. Ta świadomość jest nieco większa wśród ludzi wykształconych i młodych, którzy jej skutków mogą doświadczyć w przyszłości. Na potrzebę sprostania takiemu wyzwaniu wskazuje niemal jedna piąta z nich. Zapewne także dlatego, że niski wskaźnik urodzeń powoduje, że jedyną metodą ograniczającą niekorzystny wpływ demografii na gospodarkę pozostaje wydłużanie wieku emerytalnego. By to zmienić, potrzebne są kolejne działania, które skłonią Polki do rodzenia dzieci. Na razie system polityki prorodzinnej opierający się na becikowym i niewielkich ulgach na dzieci dopiero od niedawna zaczął być rozbudowywany. Zasiliły go bardziej praktyczne narzędzia: zwiększona dostępność do żłobków i przedszkoli, co ma odciążyć pracujących rodziców, oraz dłuższe urlopy macierzyńskie.

Gender przereklamowany

Zaskoczeniem może być niski poziom zainteresowania Polaków kwestiami, które nadawały ostatnio ton debacie publicznej, jak sprawy zagraniczne czy równość płci. Nie są one traktowane przez Polaków jako istotne wyzwania. Co ciekawe, w kwestii równości kobiet i mężczyzn to mężczyźni częściej wskazywali na ten problem niż kobiety. Do tego, jak wynika z sondażu, to istotna kwestia głównie dla osób określających siebie jako zamożne. Jako wyzwanie wskazało ją ponad 15 proc. tej grupy. Jak tłumaczy prof. Piotr Sałustowicz, potrzeba walki z dyskryminacją płciową nie jest jeszcze aż tak zakorzeniona w naszym społeczeństwie. – Badania pokazują np., że kobiety zarabiają mniej niż mężczyźni. Ale na tle innych problemów, takich jak ochrona zdrowia czy bezrobocie, ta kwestia nie wydaje się priorytetowa – wskazuje socjolog.
Duża rozbieżność między tematami debaty publicznej a wskazywanymi przez ankietowanych problemami może oznaczać rozejście się klasy politycznej ze sporą częścią wyborców, potwierdzać, że politycy stają się grupą wysoce wyalienowaną. Zdaniem politologa dr. Jarosława Flisa z Uniwersytetu Jagiellońskiego zjawisko to wynika z tego, że większość klasy politycznej obraca się wśród ludzi zamożnych i wykształconych. O ile dla mniej zamożnych kluczowe problemy to ochrona zdrowia i praca, o tyle dla bogatszych są nimi również poprawa stanu szkolnictwa czy zwiększenie znaczenia Polski za granicą. – To kwestie, które dobrze brzmią w uszach osób przychodzących na imieniny do ministrów, posłów i senatorów, ale dla niebywających na takich imprezach ich znaczenie jest minimalne – podsumowuje Jarosław Flis.
Już jutro II część sondażu: Sukcesy i porażki III RP
Wśród zielonych wysp innowacyjności gnije szara służba zdrowia
Zbadania PBS wyłania się obraz kraju na dorobku, w którym bliższa ciału koszula. Ludzie mówią o tym, co ich boli, a niekoniecznie o tym, co stanowi wyzwanie dla całej Polski. Pytanie o wyzwania dla kraju to tak naprawdę pytania do liderów politycznych. Od przeciętnego człowieka możemy co najwyżej oczekiwać, że będzie opowiadał o tym, co jest dla niego najważniejsze.
Wciąż jesteśmy na wczesnym etapie dorobku. Pojawiają się problemy dotyczące etapu postprzemysłowego, z którymi wciąż nie daliśmy sobie rady – takie jak służba zdrowia i reforma systemu emerytalnego. Świadczy to o tym, że ludzie nie myślą już tylko w kategoriach materialnych, lecz troszczą się o zaspokajanie potrzeb stricte pozamaterialnych, takich jak zdrowie czy edukacja. Te potrzeby stają się coraz ważniejsze w społeczeństwie starzejącym się. Różnica między tym, jak rozwinęły się inne sfery życia, a jak nie rozwinęła się służba zdrowia, jest wręcz dramatyczna. Mając wyspy innowacyjności, jeszcze bardziej dostrzegamy jej szarość.
O kwestiach ideologicznych myślimy od święta, stąd tak niski poziom wskazań tego rodzaju wyzwań. Przeciętny człowiek nie zastanawia się nad wzmacnianiem roli Polski na arenie międzynarodowej i ma do tego prawo, bo to zadanie dla polityków. Ciekawe, że problematyka równości płci, tak silnie obecna w dyskusjach niektórych polityków, nie jest widziana jako pierwszoplanowe wyzwanie. Widocznie inne kwestie są postrzegane jako ważniejsze. A to też istotny problem społeczny.